Recenzja filmu

Stare wygi (2009)
Walt Becker
John Travolta
Robin Williams

Oldboye na start

Na starość ludzie często dziecinnieją. "Stare wygi", upstrzona gwiazdami komedia Walta Beckera pokazuje, że infantylizm dopada nie tylko stetryczałych siedemdziesięciolatków, ale bywa zagrożeniem
Na starość ludzie często dziecinnieją. "Stare wygi", upstrzona gwiazdami komedia Walta Beckera pokazuje, że infantylizm dopada nie tylko stetryczałych siedemdziesięciolatków, ale bywa zagrożeniem także dla osób o kilkanaście lat młodszych. Oto bowiem dwaj panowie przed sześćdziesiątką, John Travolta i Robin Williams urządzają sobie zabawę w dziecięcą komedię pełną slapstickowych wiców i umiarkowanie subtelnych dowcipów. Grają w tę grę ze zmiennym szczęściem, przez co "Stare wygi" okazują się filmem nierównym, ale okazjonalnie całkiem zabawnym.

Gdy Dan (Williams) rozwodzi się z żoną, jego stary kumpel, Charlie (Travolta) zabiera go na terapeutyczną wycieczkę. Na gorącej plaży, w oparach alkoholu i towarzystwie gorących kobiet, Dan ma zapomnieć o miłosnym niepowodzeniu. I zapomina. W stanie lekkiego upojenia bierze ślub z równie nietrzeźwą Vicki (Kelly Preston), a podczas nocy poślubnej udaje mu się nawet spłodzić urocze bliźnięta. Na nic się zdaje równie ekspresowy rozwód – na zawsze zostanie byłym mężem oraz ojcem. Przypomni sobie o tym po siedmiu latach, kiedy jego ex małżonka na dwa tygodnie trafi za więzienne kraty, a jemu przypadnie w udziale opiekowanie się niesfornymi latoroślami. Teraz razem z lojalnym kumplem będzie się starał przetrwać długich czternaście dni, a przy okazji odkryje swe uśpione przez lata ojcowskie instynkty.

Kręcąc "Stare wygi", Walt Becker miał sprytny i zarazem prosty plan. Ściągnął przed kamerę sporą liczbę gwiazd – obok Williamsa, Travolty i jego żony, oglądamy m.in. Matta Dillona, Setha Greena i wszędobylskiego Justina Longa – i wraz z nimi nakręcił obraz wpisujący się w modny ostatnio schemat komedii kumpelskiej. Efektem miało być "Kac Vegas" dla oldboyów, film, który przyciągnąłby do kin miłośników klasycznych familijnych komedii i tych, którzy cenią sobie "bromances", romantyczne opowiastki o męskiej przyjaźni. Niestety, jego "Stare wygi" pokazują, że trudno jest pogodzić rodzinną rozrywkę, humor rodem ze slapstickowych ramotek i lubujące się w pikanterii męskie kino.

Sam Becker także nie potrafi się zdecydować, co interesuje go najbardziej. Raz skupia naszą uwagę na wzajemnej relacji tytułowych starych wyg, ich niemal braterskiej miłości i lojalności, by po chwili wrzucić nas w sam środek infantylnej komedii pomyłek. I choć w jego filmie znajdziemy kilka dowcipnych scen, w czasie seansu raczej nie będziemy zrywać boków. Jednak dwójka hollywoodzkich weteranów staje na wysokości zadania i nieźle odnajduje się w komediowej konwencji. Dobrze wypada zwłaszcza John Travolta, który po nadętej kreacji w "Metrze strachu" Tony’ego Scotta, wraca do komediowej konwencji, pokazując, że ma więcej poczucia humoru aniżeli wielkiego aktorskiego talentu. 
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones